Niedawno węgierski sąd powszechny zwrócił się do TSUE z pytaniami prawnymi dotyczącymi prawa autorskiego i AI na tle przepisów dyrektywy 2019/790 (por. wczorajszy artykuł w Gazecie Prawnej). Z kolei przed Prezesem UODO ważna decyzja dotycząca OpenAI i przetwarzania przez ChatGPT danych osobowych (por. dziś na WNP). Decyzja ma zapaść do końca roku. Żyjemy w ciekawym momencie próby „ujarzmienia” AI w internecie.
Zapewne część z Państwa jeszcze pamięta „the stranger tides”, którymi był internet jeszcze na początku lat 2000? Na największych portalach internetowych pod każdym artykułem można było zostawić swój komentarz, obserwować komentarze „Jasia Śmietany” rozpoczynające się od „BES SĘSU” (demiurg wszystkich trolli internetowych). Jeszcze 20-25 lat temu zidentyfikowanie i odnalezienie twórcy komentarza naruszającego czyjeś dobra osobiste czy zawierających groźbę lub inne niedozwolone treści graniczyło z cudem.
Zjawisko tej „wolności słowa” w internecie zdaje się osiągnęło swój szczyt na stronach „koniectvn” i „koniecpzpn”. Dla tych, którzy nie pamiętają – były to platformy do publikowania (raczej mało korzystnych) opinii na temat działalności podmiotów zaadresowanych w tytułach tych stron. Tysiące komentarzy dziennie, minimalna oprawa graficzna, „nieparlamentarny” język, nie było moderatorów i administratorów czuwających na bieżąco nad „legalnością” treści tam zamieszczanych.
Miałem to szczęście zawodowe, że byłem dość mocno zaangażowany w poszukiwanie osób odpowiedzialnych za treści zamieszczane na jednej z tych stron. Serwery w Acapulco (obrazowo rzecz ujmując), ustawa o świadczeniu usług drogą elektronicznych (a głównie jej Rozdział 3) śniła mi się po nocach, organy ścigania nie miały za bardzo pojęcia o co chodzi z tym „adresem ajpi”.
Jak jest dziś? Chyba na żadnym portalu nie ma już opcji komentarzy (można co najwyżej kliknąć w gniewną minkę lub serduszko), a tzw. „soszale” zatrudniają armię moderatorów wychwytujących niebezpieczne/nielegalne treści.
Ale pojawił się nowy gracz – wspomniany na początku AI. Podczas, gdy my – zwykli śmiertelnicy – nie traktujemy już świata wirtualnego jako terra incognita, gdzie wszystko wolno, AI stawia przed nami nowe wyzwania. Tym razem nie chodzi o emocjonalne wpisy, szkalujące kogo popadnie – głównie idzie o prawa autorskie, dane osobowe. Mam świadomość, że AI nie ma własnej podmiotowości (jeszcze, tfu tfu) i że za tym też stoją ludzie, a AI jawi się jako uchylone drzwi do robienia tego, czego „człowiekom” już nie wolno.
Druga z wyżej wspomnianych stron nadal istnieje. Tych, którzy pamiętają „oryginał” zachęcam do jej odwiedzenia po 20 latach i porównania. Zapisuję sobie w kalendarzu, by za 20 lat wrócić do tego posta i zobaczyć, gdzie jesteśmy z AI. Nie piszę „gdzie jesteśmy z AI w internecie”, bo nie wiem, czy za 20 lat będzie jeszcze internet w znanej nam obecnie formie czy też coś, co dziś jeszcze ciężko sobie jeszcze wyobrazić.
P.S. Ani jedna literka tego wpisu nie powstała przy pomocy AI.
Ready to go
next level?